środa, 30 stycznia 2013

.

Dzięki wielkie za wszystko, teraz już nic nie jest ważne.
Uśmiechajcie się, póki możecie, póki macie dla kogo. Do nie zobaczenia, trzymajcie się, cześć. A :)

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Znaczenie szczęścia.

Chciałam tak trochę też podsumowując ten rok, napisać coś od siebie. Zbieram się już do tego dość długo. Powątpiewam w siebie, w to co piszę, przepraszam.

Mimo wszystko tu chciałabym pochwalić się, że jestem szczęśliwa. Jestem, i to naprawdę.
Szczęście to dość pojęciem względnym, i myślę, że każdy z Nas postrzega je inaczej.
Ba, nawet jestem pewna, że tak właśnie jest. Ale zapytani 'Czym jest dla Ciebie prawdziwe szczęście?', co tak naprawdę byście odpowiedzieli? Czy wymienialibyście w nieskończoność wszystko to, co daje Wam poczucie satysfakcji, być może właśnie szczęścia? Czy wahalibyście się przypuszczając cokolwiek? Czy określilibyście się w pewności i odpowiedzieli mi z uśmiechem?
Czy może nie mielibyście odwagi odpowiedzieć? Wiecie, ja tej odwagi nie miałam. Nie miałam odwagi przyznać się, co daje mi najwięcej. Przez co jestem szczęśliwa, dzięki czemu. A może i bałam się przyznać, że tylko w tym widzę tak wiele, że zapominam o całej reszcie, która dla mnie naprawdę jest czymś jednak nie tak ważnym, jak człowiek, w którym nieraz streściłam siebie samą. Momentami sama nie potrafię tego zrozumieć. Momentami sama gubię się w tym wszystkim,
i przebijam myśli zastanawiając się jak jeden człowiek, jak jedna dusza, jak jedno serce, które jest przecież tak daleko ode mnie, może zastępować wszystko to co mam tak blisko? Jak? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Może ma w sobie to coś, czego brakuje mi samej. Może jest tym czymś, czego potrzebuję najbardziej. Moja psychika często miażdży, mój tok myślenia jest dość przerażający,
ale spokojnie, wiem gdzie powinnam ugryźć się w język, a gdzie postawić kropkę kończąc zdanie.

Być może każdy z Was miał kiedykolwiek taką swoją bratnią duszę. Kogoś wyjątkowego i jedynego. Kogoś takiego, kto w prezencie dostał nasze serce i trzyma je jak najbliżej swojego, kto we własnych dłoniach podtrzymuje całe nasze życie. Przyjaciela. Różnica psychik, blizny po miłości, nieporozumienie serc, strach, obawa, dziś nie wierzy się już w przyjaźń damsko-męską.
Chłopakowi nikt przecież nie zastąpi najlepszego kumpla. Dziewczynie, przyjaciółki, która przecież jest jak siostra. Naprawdę nie rozumiem niektórych przekonań, niektórych uprzedzeń.
A jak jest z odległością? Czy kilometry potrafią zniszczyć uczucia? Czy marna liczba potrafi poróżnić dusze, czy potrafi przez siebie przekreślić wszystko? Wycisz myśli, i teraz zastanów się jak to jest, jak jest u Ciebie. Kto choć raz nie przekonał się na własnej skórze o czymkolwiek,
nie ma prawa przewracać następnej strony bez przeczytania przynajmniej zdania jej wstępu. Więc jak jest? Widzisz bezsens, czy może wręcz przeciwnie wyłapujesz z treści znaczenie? To ja jestem jedną z tych, dla których to coś nadzwyczajnego, coś co ma sens. Przyjaźń, damsko-męska, odległość. Każdego nowego dnia, wstając rano wiem, że dziś będzie dobrze, kładąc się spać, wiem, że kiedy wstanę nic się nie zmieni. Wiem to, bo wierzę.
Wierzę w uczucia. Wierzę w ludzi. Wierzę w Nas, we mnie i w Niego. Nie boję się.
Nie boję się upaść, ani dotknąć dna bo wierzę, że jest ktoś,
kto wyciągnie dłoń i za chwilę znów będę na górze, i znów będę szczęśliwa.

A.

piątek, 21 grudnia 2012

wstyd

był niby tak jak inny, zwykły facet, około 20-stki brunet, ciemne oczy, jak malowany, jak z obrazu. ona niby zwykła kobieta, młoda, też około 20-stki, piękna, jak z filmu, blondynka, o błękitnych oczach, niewysoka. poznali się chyba na jakiejś imprezie. tak, to była domówka jego kumpla. a ją zabrała koleżanka, bo nie chciała iść sama.jak wiadomo, alkohol i inne używki robią swoje, ale nie u nich, oni nie dali się ponieść chwili. rozmawiali, do samego rana, siedzieli na tarasie i rozmawiali wpatrzeni w siebie. brzmi jak dobra książka romantyczna. zaczęli się ze sobą spotykać. ona była jak to się mówi, z dobrego domu, ojciec miał własną firmę, dzięki czemu mogła pozwolić sobie praktycznie na wszystko. a on? dalej mieszkał z rodzicami, liczył każdy grosz, skończona tylko zawodówka. jak się przy przy niej czuł? jak śmieć, kochał ją, ale czuł się jak ścierwo. nic nie warta pomyłka.nie mógł zapewnić swojej dziewczynie dobrobytu, a to wręcz ona się nim zajmowała. nie umiał się z tym pogodzić, chciał dać jej wszystko, gdyby miał jak kupiłby jej cały świat, ale jak skoro chwilami nie było go nawet stać na chleb? siedział nocami w prawie pustym pokoju i myślał, myślał o niej i o tym, że zasługuje na kogoś bardziej wartościowego. ona? nosiła drogie ubrania, w sklepie praktycznie nie patrzyła na ceny, nie musiała się tym przejmować. on? pięć ubrań na krzyż i stary, ledwo działający telefon, który nadawał się jedynie na złom. kochali się, ale on nie chciał tak dalej żyć. nie chciał być już nikim. ale nie umiał też wziąć się za siebie ani niczego postanowić, czuł się tak bezradny, że ugrzęzł w miejscu.


kiedyś może ciąg dalszy, normalnie spadam, bo zaraz wypluje płuca. bless..

niedziela, 16 grudnia 2012

czy to tam u góry to Bóg?

chyba dochodzę do pewnych rzeczy, sam powoli, małymi krokami. lecz nadal nie wiem czy Bóg istnieje, może gdzieś tam jest, może on tylko nas stworzył, a teraz wszystko zostawia nam, żebyśmy sami wybrali jak chcemy żyć, ale przecież nie możemy sami wybierać, bo są jego wysłannicy, księża, którzy niby głoszą jego słowo, ale oni tworzą zło, nie kochają bliźnich, przecież tępią homoseksualistów, transseksualistów i wszystkich innych ludzi, którzy choć trochę odstępują od norm. ale kto w końcu napisał Biblie? Bóg, czy człowiek? bo Biblia mówi '' Kobieta nie ma wkładać żadnej szaty krzepkiego mężczyzny, a krzepki mężczyzna nie ma nosić płaszcza kobiety; gdyż każdy, kto tak czyni, jest obrzydliwością dla Jehowy, twego Boga.'' jeśli mówił to Bóg, to oznacza, że nie kocha każdego człowieka, że jednak się brzydzi ludzi innych.. a przecież to nie jest ich winą.. przecież to nie jest naszą winą, że tak chciał los, że nie jesteśmy tacy jak wszyscy ludzie.. a jeśli napisał to człowiek, to jest to oznaką, że istnieją  tym świecie potwory, które są śmiałe nas sądzić.. słyszałem, też gdzieś jak ksiądz powiadał ''homoseksualiści nie tworzą społeczeństwa, jeśli każdy na świecie byłby homoseksualny to rasa ludzka by wyginęła.'' ktoś odpowiedział mu na to ''szanowny ojcze, gdyby każdy na świecie byłby księdzem katolickim także nie byłoby społeczeństwa'' a przecież wiemy, że te dwie rzeczy nigdy nie będą realne. nie chodzę do kościoła chyba tylko przez księży i przez to wszystko tak wątpię w Boga.. może to wszystko się kiedyś zmieni.. a teraz przysłowiowe AMEN.

sobota, 15 grudnia 2012

dla nich homo niewiadomo.

nie wiem dlaczego tak jest, naprawdę nie wiem. tyle nienawiści wobec bliźnich, tyle zła na tym świecie, bo ktoś różni się od nas, a przecież Bóg nakazał nam kochać.. jak można woleć żeby dziecko spędziło dzieciństwo, okres w którym powinno być najszczęśliwsze pod słońcem w domu dziecka, w miejscu, które tylko publicznie nazywane jest domem, ale chyba domem szatana, piekłem.. tylko dlatego aby nie miało dwóch tatusiów, lub dwóch mam.. przecież jeśli ma się kochającą rodzinę, rodziców, którzy oddali by za Ciebie życie i starali się aby było Ci jak najlepiej to reszta nie powinna się liczyć. nie powinna liczyć się opinia osób trzecich.. przecież jeśli ma się miłość to nie ważne pod jaką postacią są osoby, które nas kochają, ważne, że są na dobre i na złe, cokolwiek się dzieje zawsze staną za Tobą, rodziny trzeba bronić, ona jest wszystkim. zdania i  argumenty osób przeciwko homoseksualista i tępieniu ich, wynikają jedynie z totalnego braku tolerancji i zerowego procentu empatii.

wtorek, 23 października 2012

wszystko pękło w pół..

siedzisz, cieszysz się życiem, a tu nagle wszystko pęka w pół. Ty siedzisz dalej i milczysz, bo nie wiesz co powiedzieć, co zrobić. masz ochotę wyjść na ulicę i wykrzyczeć głośno czego chcesz, ale nie wiesz jak ubrać uczucia w słowa, więc zamykasz się w pokoju, zasłaniasz okna i nastaje ciemność. tylko Ty, żyletka i głucha cisza. słyszysz jakieś głosy, ktoś szepcze żebyś zrobił kilka kresek na ręce. zaciskasz pięść i przestajesz czuć cokolwiek, odpływasz, wyłączasz się z realnego świata. siedzisz zapatrzony w ścianę, nie wiesz co masz robić, bo czujesz się mordercą. zabiłeś wszystko co było dobre w Twoim życiu, zabiłeś miłość i przyjaźń i całe swoje życie. trzęsą Ci się dłonie i żyletka upada na podłogę, sięgasz po nią i dostrzegasz rękę całą we krwi. teraz modlisz się o śmierć, a przecież chciałeś tylko aby ktoś Cię kochał, nic więcej. chciałeś tylko mieć kogoś obok, nic więcej. chciałeś tylko czuć się potrzebny, nic więcej. wstajesz, podchodzisz do ściany i własną krwią piszesz list do szatana. dwieście razy ten sam zwrot, ta sama błagalna prośba ''please kill me'' nie chcesz już niczego więcej. po policzku spływają łzy, wołasz mamę o pomoc, ale przecież jesteś sam w domu. zamykasz oczy i przypominasz sobie ich słowa, bo to one ranią najbardziej. przypominasz sobie każde słowo, każdy gest i sam zadajesz sobie kolejne rany, jesteś samobójcą. całujesz jej zdjęcie. wstrzymujesz oddech i sięgasz po kuchenny nóż, podcinasz sobie gardło. ona poczuła dotyk Twych ust na swoich wargach, w momencie, w którym Twoje serce przestało bić.